Po zakończeniu II wojny światowej, z inicjatywy ks. proboszcza Stanisława Nejmana, siostry podjęły się prowadzenia w Pajęcznie ochronki dla dzieci. Zajmowała się nią s. Zofia Zawadzka, która tak pisała do m. Marii Madalińskiej o pracy w ochronce: Do ochronki przychodzi przeciętnie 56 dzieci, a zapisanych jest 72. Tu co innego niż w Celestynowie, tam dzieci przychodziły biedne, była bezpłatna. Tu matki wymagają. Nie chwaląc się już dzieci dużo umieją i jest różnica między tymi co chodzą. Mateczka Kochana sobie wyobrazi, co ja przeszłam w pierwszych 2 tygodniach. Nie było dnia, by się nie darły, nigdy nie było ochronki, dzieci przyzwyczajone przy rodzicach…
Siostry wraz z dziećmi podejmowały się organizacji wielu publicznych imprez. O jednej z nich s. Zofia pisze do m. Marii: Dziś był publiczny występ ochronki. Odbyło się to w remizie strażackiej za biletami. Było bardzo ładnie (…) udział brała prawie cała ochronka. Dzieci nasze śpiewały, mówiły wierszyki, wszystkie były krasnoludkami, a na koniec był krakowiak.
Swój pobyt w ochronce tak wspomina po latach pani Zdzisława Wodzisławska:
W latach 1946-48 byłam wychowanką ochronki, którą prowadziły Siostry Westiarki Jezusa w Pajęcznie przy ul. Wapiennej (obecnie Mickiewicza). Była to jedyna ochronka w tym okresie na tym terenie. Znajdowała się w domu sióstr, na co były przeznaczone dwa pomieszczenia. Duży pokój był przeznaczony na pobyt dzieci, w którym były ustawione stoliki przy ścianie, dokoła pokoju tak, by środek został wolny na zabawy i inne spotkania. Drugim pomieszczeniem był duży korytarz, w którym również było kilka stolików. Dzieci było bardzo dużo (ok. 30-40), a domek był nie duży, dlatego w tych pomieszczeniach odbywały się zajęcia.
Ochroniarką w tym czasie była s. Zofia Zawadzka, a pozostałe siostry: Maria Bartosik, Zofia Michalska, Antonina Pintera, Franciszka Rak, Józefa Rolirat przygotowywały posiłki, pracowały w ogrodzie i w polu. W ochronce były dzieci w wieku 3 do 6 lat. Rodzice przyprowadzali dzieci rano ok. godz. 7 rano, a ok. 16 odbierali. Siostry dbały zawsze o to, by żadne z dzieci nie wracało samo do domu.
Ze względu na ubogie środki materialne rodziców wyżywienie i opieka w ochronce była nieodpłatna. Każde dziecko rano otrzymywało na śniadanie bułkę i kakao, w południe był obiad, a potem podwieczorek. Przed każdym z tych posiłków była wspólna modlitwa z dziećmi.
Od strony wychowawczej, edukacyjnej należy podkreślić ogromny trud, wkład s. Zofii nazywanej przez dzieci ochroniarką – która zajmowała się całym sercem każdym dzieckiem. Sama wykonywała różne zabawki, lalki z materiałów, które miała dostępne w tym trudnym czasie po wojnie. Najczęściej siostry szyły zabawki ze ścinków materiałów, robiły ubranka dla lalek. Natomiast lalki i inne przedmioty przeznaczone do zabawy dzieciom wykonywały z łupinek orzechów, kasztanów, patyczków.
Siostry organizowały dzieciom wiele zabaw na świeżym powietrzu. Na placu przed domem była piaskownica, huśtawka, z której dzieci często korzystały. Siostry uczyły dzieci bardzo dużo wierszyków, modlitw. Nawet podczas wycieczki na skraj lasu, przed wejściem, była modlitwa: Gdy wchodzę w las, opasuje się w Matki Boskiej płaszcz. Jak tym płaszczem się okryję, to wszystko robactwo od siebie odstraszę. Oprócz zabaw w domu dzieci często wychodziły na spacer, wycieczki na łąkę, do lasu, po mieście, na cmentarz.
Siostra Zofia często prowadziła je do kościoła parafialnego na Mszę św., na której zawsze były ze sztandarkiem wyhaftowanym przez siostry westiarki. Po jednej stronie sztandarku był Anioł Stróż, a po drugiej orzeł. Zazwyczaj sztandar ten nosił Stanisław Wróż z dwoma chłopcami. W kościele rozkładano chodnik na stopniu, by dzieci mogły siedzieć blisko ołtarza.
Dzieci w ochronce uczyły się jak sypać kwiatki w procesjach. Do tej nauki siostry wykorzystywały piasek, ponieważ trudniej było o dużą ilość kwiatków do nauki. I tak dzieci chodziły wokół domu sypiąc piaskiem, by mogły opanować tę „sztukę”.
Bardzo często organizowane były inscenizacje, teatrzyki, w których brały pełny udział dzieci, a na widzów zawsze byli zapraszani rodzice i księża z parafii. Takie inscenizacje odbywały się w ochronce u sióstr, w także w miejscowej remizie strażackiej, która pełniła wówczas funkcję domu kultury miasta. Często stroje, w których występowały dzieci były wykonywane przez siostry, zawsze z pomocą i otwartością rodziców. Robiono fotografie, które wykonywał fotograf z Pajęczna Józef Tatarowicz. Zdjęcia wykonywał na kliszach szklanych aparatem, którego wartość równała się wartości dwóch krów.
Warto wspomnieć, że zawsze kiedy zbliżały się święta Bożego Narodzenia, siostry dbały o to, aby było spotkanie ze św. Mikołajem. Zazwyczaj ksiądz przebierał się za Mikołaja rozdawał dzieciom prezenty przygotowane przez rodziców, a częściowo i siostry, które najczęściej ofiarowały zabawki robione przez siebie.
Podczas pożaru na Podgaja (obecnie ul. Górna, cmentarz) w 1948 r. dzieci z ochronki ze swoją siostrą ochroniarką modliły się na klęczkach na chodniku ulicy przed posesją sióstr Westiarek. Wówczas chodnik na ul. Wapiennej ułożony był z płyt piaskowych z napisami żydowskimi.
Po wojnie było bardzo dużo dzieci chorych. Pod względem opieki zdrowotnej siostry dbały o higienę osobistą dzieci – obowiązkowe i częste mycie rąk, a także codzienne podawały dzieciom tran. Musiało to być w porozumieniu ze służbą zdrowia.
Proboszczem w tym czasie był ks. Stanisław Nejman, który przyszedł do Pajęczna w 1945 r., a wikariuszem był ks. Jan Januszewski. Ci dwaj księża często odwiedzali ochronkę i dzieci przebywające u sióstr.
Życie w ochronce dało tyle przeżyć, iż po ponad 55 latach pozwala odtworzyć atmosferę serdeczności i opiekuńczości sióstr. A dziś każdy kąt w tym domu zakonnym jest miłym, bliskim miejscem prawdziwego wyciszenia duchowego.
Zdzisława Wodzisławska